Katastrofa Smoleńska
10 kwietnia. Poranek
10 kwietnia 2010 to była sobota. Nic nie zapowiadało, że dzień ten przejdzie do historii jako jeden z najtragiczniejszych w XXI wieku. Jeszcze w faktach RMF FM o godzinie 9:00 pierwszą informacją przekazywaną przez Ewę Kwaśny była zapowiedź uroczystości w Katyniu. „W Lesie Katyńskim za pół godziny rozpoczną się uroczystości upamiętniające ofiary stalinowskiej zbrodni sprzed 70 lat” – informowała nasza dziennikarka. Uroczystości te na antenie miał relacjonować nasz wysłannik Paweł Świąder.23 minuty później agencja Reutera nadała krótką depeszę:
Rozbił się samolot z prezydentem Polski Lechem Kaczyńskim. Tyle, i aż tyle.
„Pamiętam, że gościem Przesłuchania w RMF FM, ówczesnej sobotniej rozmowy Agnieszki Burzyńskiej po 9.00, był Andrzej Olechowski. Przygotowywałem właśnie jakiś fragment tego wywiadu do emisji w faktach, gdy zaczęły się pojawiać niepokojące doniesienia, że samolot z polską delegacją miał problemy z lądowaniem w Smoleńsku. Paweł Świąder w Rosji i Agnieszka Burzyńska w Warszawie zbierali kolejne szczegóły, które zaczynały się układać w coraz bardziej tragiczny obraz tego, co się stało”- wspomina dziś tę chwilę wydawca faktów Tomasz Miąsik.
Doniesienia o tragedii
Kilka minut później na antenie RMF FM padają słowa: „To niestety dramatyczne doniesienia. Prezydencki samolot rozbił się w Smoleńsku”. I pierwsza z wielu relacja Pawła Świądra prosto ze Smoleńska: „My dziennikarze przylecieliśmy wcześniejszym samolotem. Dlatego dotarliśmy na miejsce bezpiecznie. Czekaliśmy na przyjazd delegacji, lada moment miał się pojawił prezydent i wtedy dotarła do nas informacje o katastrofie. Absolutnie nie możemy w to uwierzyć. Próbujemy się dostać w pobliże lotniska”. W tym czasie w siedzibie radia na Kopcu Kościuszki trwa pełna mobilizacja. Do pracy stawili się dziennikarze agencji informacyjnej oraz reporterzy w kraju.„Od tego momentu rozpoczął się „long". Tak w naszym slangu dziennikarskim mówimy o faktach, które trwają non-stop. W newsroomie pojawili się wszyscy dziennikarze informacyjni. Każdy z nas w takich sytuacjach wie, że potrzebna jest każda para rąk. Na posterunkach reporterzy RMF FM w całym kraju i korespondenci za granicą – wyjaśnia prezentująca w tym dniu fakty Ewa Kwaśny.
Radio na tydzień zawiesiło swoją normalną ramówkę. W trakcie dwóch pierwszych dni po tragedii wyemitowano dwa rekordowe wydania faktów, które trwały łącznie 21,5 godziny. Dziennikarze RMF FM relacjonowali to, co działo się w Warszawie, Krakowie, Gdańsku i wielu innych miastach Polski. Marsze, milczące zgromadzenia, nabożeństwa. Cała Polska pogrążyła się w żałobie.
„Po kilkugodzinnym stacjonowaniu przed Pałacem Prezydenckim, przed którym nigdy nie widziałem takiego milczącego zgromadzenia, odebrałem telefon od Daniela Matolicza - dyrektora warszawskiego newsroomu - z informacją, że organizujemy pilny wyjazd do Smoleńska. Zaczęła się gorączka związana z załatwianiem formalności w ambasadzie Białorusi i Federacji Rosyjskiej” – opowiada Michał Dukaczewski, realizator wozu satelitarnego.
W pierwszej grupie dziennikarzy, którzy jako piersi dotarli na miejsce katastrofy byli: nasz korespondent w Moskwie Przemysław Marzec oraz Michał Dukaczewski i Mariusz Piekarski, którzy wyruszyli do Smoleńska z Warszawy. Od tej chwili, wraz z Pawłem Świądrem, minuta po minucie relacjonowali to, co działo się na miejscu katastrofy.
„To był sprint. Jedna ambasada, kantor, by opłacić wizę, druga ambasada, nie ten stempel, jeszcze raz ambasada. Udało się. Z Warszawy wyjechaliśmy chyba koło godziny 20-21. W Terespolu, na granicy z Białorusią stała kolejka do odprawy ciężarówek. Nasz wóz satelitarny to formalnie ciężarówka. Omijamy kolejkę i zajeżdżamy pod sam szlaban. Normalnie powinniśmy mieć spisany cały wwożony sprzęt, specjalne kwity co przewozimy tranzytem. Tym razem białoruski celnik zapytał tylko: „Wy na śmierć prezydenta? Jechać dalej…””- tak opisuje przejazd do Rosji Piekarski. Nasi ludzie dotarli do Smoleńska 11 kwietnia około południa. „Nie było żadnych znaków, ani instalacji świadczących o tym, że jesteśmy w pobliżu lotniska” – mówi dziś po blisko pięciu latach Michał Dukaczewski. „Wjazd do miasta prowadził przez las. Nagle zauważyłem, że za drzewami widać coś czerwonego. Coś co przypomina fragmenty samolotu z polskimi emblematami. Michał (Dukaczewski – kierowca wozu satelitarnego – red.) zwolnił… kolejne „coś” za drzewami, co przypominało fragment samolotu. Potem na skraju lasu, przy drodze zauważyłem żółte, połamane plastikowe osłonki żarówek, przybite do drewnianych palików - czegoś co tylko przypominało oznakowanie progu pasa startowego…” – to pierwsze wrażenia Mariusza Piekarskiego po przybyciu do Smoleńska.
Wtedy to Mariusz Piekarski, Paweł Świąder i Przemysław Marzec niemal non stop są na antenie. Relacjonują to co widzą i słyszą. Po kilku godzinach pozwolono im wejść na płytę lotniska.
„Bieg do wozu, aparat, bateria, mikrofon, odsłuch..idziemy. Pamiętam podmokły grunt. Buty zapadały się, ale w pobliżu wraku wysypano już dużo piasku. Robiłem zdjęcia, bo nie wiadomo, kiedy nas wyrzucą i jednocześnie z Paweł relacjonowaliśmy to co widzimy. Bałem się patrzeć na ziemię, nie wiedziałem, czy już zabrano wszystkie ciała… Nie zabrano” – opowiada Mariusz Piekarski.
Ze Smoleńska nasi dziennikarze pojechali do Moskwy. To tam przez kolejne dni w Carycynie, w Instytucie Ekspertyz Sądowych będzie trwała identyfikacja ofiar katastrofy TU 154M.
„Te trzy dni przed prosektorium w Moskwie były niemal identyczne. Kolejne białe autokary zdruzgotanych ludzi, do szyb przyklejone zastygłe w ruchu szare twarze tych, którzy za chwilę mają wśród szczątek ofiar wskazać swojego męża, ojca, matkę, kuzyna, czy przyjaciela…” – wspomina Piekarski i nie ukrywa, że nie jeden raz relacjonował te chwile ze ściśniętym gardłem.
Uroczystości pogrzebowe w Krakowie oraz wielcy nieobecni
18 kwietnia 2010 roku w Krakowie na Wawelu odbył się pogrzeb pary prezydenckiej Marii i Lecha Kaczyńskich.„I znów mobilizacja całego zespołu w newsroomie na Kopcu, reporterów – i kilkugodzinne wydanie Faktów non-stop. Nasi dziennikarze byli na trasie przejazdu konduktu żałobnego od lotniska w Balicach do bazyliki Mariackiej i później na Wawel” – mówi dziś wydawca Tomasz Miąsik. Przebieg uroczystości pogrzebowych w Krakowie i dzień wcześniej żałobnych w Warszawie relacjonowało kilkunastu dziennikarzy RMF FM. Swój udział w uroczystościach pogrzebowych pary prezydenckiej odwołali przedstawiciele 15 państw. Powodem była chmura wulkanicznego pyłu znad Islandii. Nie przeszkodziła ona jednak na przykład premierowi Maroka, który poprzedniego wieczora wylądował na podkrakowskich Balicach niewielką Cessną 560.
Prezydent Gruzji Michel Saakaszwili przyleciał do Krakowa już po tym, gdy w Bazylice Mariackiej zakończyła się msza pogrzebowa pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Podróżował ze Stanów Zjednoczonych. Jego droga wiodła przez pięć państw. Najpierw przyleciał do Portugalii, stamtąd udał się do Włoch, gdzie utknął na lotnisku w Rzymie. Włosi nie chcieli dać Gruzinom zgody na dalszy lot ze względu na chmurę pyłów wulkanicznych przesuwających się na południe Europy. Jednak Saakaszwili uparł się, że musi uczestniczyć w ostatniej drodze przyjaciela. Z Włoch udał się do Turcji, dalej do Bułgarii, a później do Rumunii. Dopiero z tego kraju udało mu się przylecieć do Polski.
Ten piękny gest docenili Polacy. RMF FM w imieniu swoich słuchaczy przyłączyło się do tych podziękowań. Powstała nietypowa księga, w której słowo "dziękuję" napisane zostało w różnych językach prawie 15 tysięcy razy. Księgę z podziękowaniami przekazaliśmy ambasadorowi Gruzji w Warszawie. O akcji RMF FM informowała nawet światowa prasa. Renomowany francuski dziennik "Le Monde" pisał 22 kwietnia 2010 roku, że fakt iż 15 tysięcy słuchaczy RMF FM postanowiło osobiście podziękować Micheilowi Saakaszwilemu, świadczy o tym, jak bardzo Polaków wzruszyła jego determinacja.
Wielkim nieobecnym na uroczystościach w Krakowie był prezydent USA Barack Obama. „The Washington Times” natychmiast odnotował, że prezydent Amerykanów niedzielne popołudnie spędził aktywnie - grając w golfa. Reakcja na doniesienia amerykańskiej prasy była natychmiastowa. Dziennikarze RMF FM i portalu RMF 24 w spontanicznym geście postanowili wysłać Obamie symboliczne piłeczki golfowe. Do akcji mógł się przyłączyć każdy. Nasi słuchacze i internauci chętnie więc wchodzili na adres http://golfball.rmf24.pl/.
Obchody pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej
Rok później w kwietniu 2011 roku ekipa dziennikarzy RMF FM ponownie ruszyła do Smoleńska, by relacjonował obchody pierwszej rocznicy katastrofy prezydenckiego samolotu. To Małgorzata Steckiewicz i Tomasz Staniszewski, którzy z miejsca katastrofy prowadzili fakty; ich wydawca Tomasz Miąsik, warszawski reporter Paweł Świąder; korespondent RMF FM w Moskwie Przemysław Marzec oraz obsługa wozu satelitarnego Michał Dukaczewski i Jacek Skóra.„Ruszyliśmy wozem satelitarnym, omijając Białoruś, przez Litwę, Łotwę i Rosję. Jechaliśmy razem z konwojem TVP, dzięki temu udało się dość sprawnie przekroczyć granicę łotewsko-rosyjską, omijając dużą kolejkę innych samochodów. Po wielogodzinnej podróży z noclegiem w łotewskim Rezekne dotarliśmy do Smoleńska na miejsce katastrofy – przygnębiające, pokryte topniejącym śniegiem i błotem”- opowiada Tomasz Miąsik.
Równie przygnębiający obraz Smoleńska pozostał w pamięci Małgorzaty Steckiewicz: „W przeddzień rocznicowych uroczystości tonąc po kostki w błocie i roztapiającym się śniegu przeszliśmy ścieżką podejścia pod brzozę. Stała złamana w pół, jak z pochyloną do ziemi głową, wspierana dużym, brązowym, nieco zmurszałym już krzyżem prawosławnym.
Pamiętam, pomyślałam wtedy, że nie wydaje się być potężna. Samo miejsce uderzenia w ziemię samolotu to był wtedy plac pośpiesznej budowy. Ktoś montował podest, który stoi w tym miejscu do dziś, koło drugiej symbolicznej brzozy. Tej, w którą wbiły się fragmenty Tupolewa”. Nasi dziennikarze zostali na uroczystościach w Smoleńsku, a potem w Lesie Katyńskim trzy dni, relacjonując obchody na antenie RMF FM. W dniu rocznicy uroczystości odbywały się nie tylko w Smoleńsku, ale także w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu i w Krakowie na Wawelu. Wszędzie tam gromadziły się wielotysięczne tłumy Polaków. Marsze, składanie kwiatów i zapalanie zniczy – wszystko to na bieżąco relacjonowali dziennikarze RMF FM.
Fakty